Razem dojdziemy na Syjon!
Nad pustą kartką siedziałam dobre pół godziny... Zrezygnowałam... Wróciłam do pisania ponownie po jakimś czasie... Myślałam... Głowiłam się... Na pytanie- co można powiedzieć o pielgrzymce? nie umiałam odpowiedzieć. Bo wbrew pozorom, nie jest to łatwe. Nigdy nie jest łatwo, kiedy chcemy przelać na papier swoje uczucia. Zawsze istnieje ryzyko, że będzie graniczyło to z kiczem, że ktoś tego nie zrozumie, że będą to tylko frazesy... Zatem nie owijam w bawełnę tylko tak prosto z serca, po prostu piszę co czuję, i niech się dzieje co chce. Jeśli chociaż jedna osoba, która to przeczyta, zrozumie to, co chcę przekazać, to i tak było warto!
Swoje pielgrzymowanie zaczęłam dziewięć lat temu. Miałam wtedy 15 lat. Ostatniego dnia pielgrzymki zadzwoniłam do domu i płakałam do słuchawki. Mówiłam, że nie chcę wracać. Tak dziś wspomina to moja mama. :) Później była druga pielgrzymka i trzecia. A później były różne sprawy, które wydawały się ważniejsze, niż te kilkanaście dni pielgrzymowania. Nie było jednak roku, kiedy 26 lipca nie poczułabym ogromnego żalu, że nie ma mnie tam, gdzie być powinnam... Zaczęłam więc dojeżdżać do pielgrzymki chociaż na kilka dni, chociaż na chwilę...
Kiedy stawiam sobie pytanie- czym jest dla mnie pielgrzymka?, to nasuwa się tylko jedna odpowiedź! Pielgrzymka dla mnie to spotkanie z drugim człowiekiem. 'Spotkanie' w najlepszym i najgłębszym tego słowa znaczeniu. Tak jak w dziecku jest cząstka jego matki i ojca, tak w każdym człowieku jest cząstka Boga. Można się z tym zgodzić, bądź nie, ale ja tak właśnie pojmuję wiarę. Szukam Boga w dobroci i miłości, które otrzymuję od ludzi. Dlatego wspólne pielgrzymowanie jest dla mnie zawsze wielkim wydarzeniem, bo tę dobroć zawsze odnajduję, a pielgrzymka w tej kwestii nigdy mnie jeszcze nie zawiodła...
Kiedy wspominam moje dni na szlaku, to widzę oczami wyobraźni Wasze twarze. Radość w pogodne dni i przerażenie kiedy zbliżała się burza. :) Widzę nowe twarze, ludzi, których dopiero poznałam, ale też starych przyjaciół, z którymi łączy mnie tyle wspomnień i przygód. I pozwolę sobie kolejny raz, a na pewno nie ostatni, przywołać tych kilka wspomnień. I pragnę się tym z Wami podzielić!:)
Kiedy zbliżała się burza, Ola nie puszczała mojej ręki przez parę kilometrów. A ja poczułam dzięki niej, jak wspaniale jest być komuś potrzebną...
Dominik zawsze mi towarzyszy w doganianiu pielgrzymki. Dzięki temu objechaliśmy wspólnie pół Polski. Na szlaku dowiedzieliśmy się, że oboje mamy trudne charaktery, ale to nie przeszkadza nam jeść zupę z jednego talerza i prowadzić wielogodzinnych dysput na każdy temat, i po prostu się wspierać na pielgrzymim szlaku...
Tomek nie krzyczał: Łączymy grupę!!! gdy robiłam gigantyczne ogony. Poprosił krzyż by trochę zwolnił. Dzięki temu mogłam dogonić całą resztę...
Mateusz zawiedziony dopytywał, dlaczego przyjechałam na tak krótko... Kiedy musiałam już wracać do domu, bo przyjechałam tylko na kilka dni, nie obeszło się bez łzy w oku. Wtedy Michał powiedział: -Zostań z nami. Tu jest Twój dom...
Kiedy Marcin przybiegł zapłakany mówiąc mi, że wzruszyłam go swoim śpiewem, to poczułam się nie mniej poruszona niż on, bo komuś pomogłam, dałam coś z siebie...
Gdy czułam się tak fatalnie, że nawet tabletki Marzenki wiele by nie pomogły, nagle pojawił się brat Piotrek. Dał mi herbatę, uśmiech i pomogło. :) Kiedy pioruny waliły nad nami,
Korek powiedział: -Wszystko będzie dobrze. Mnie przekonał. Razem z Marcinem byli wspaniałymi opiekunami i dawali nam poczucie bezpieczeństwa.
Gdyby nie pomoc Maćka, nigdy bym nie dojechała do celu, bo dojezdny pielgrzym ma o tyle trudniej, że do niektórych miejsc PKS nie dojeżdża. :)
Gdyby nie Eryk, nie miałabym gdzie spać :)
Gdyby nie Marzenka, nie dałabym rady iść...
Gdyby nie Krysia, nie umierałabym ze śmiechu na kwaterach. :)
Gdyby nie obie Olgi, Ola, Martyna, Magda, Arek, Krzysiek, Mateusz i inni muzyczni, nie miałabym z kim śpiewać... Nie da się wymienić wszystkich. Ale bez wątpienia każdy ma swoją wyjątkową rolę na pielgrzymce. I każdy ma misje- dawać dobro drugiemu i dobro przyjmować z wielką pokorą i radością. I właśnie w tym widzę Boga!!! Bo Bóg jest Miłością i nie ma rzeczy wspanialszej w chrześcijaństwie jak dzielenie się właśnie miłością! Jestem taka szczęśliwa, że Bóg postawił mi Was wszystkich na mojej drodze. Nie ma takich słów, które mogłyby wyrazić moją radość. Ale może właśnie w prostocie języka płynie prawdziwa głębia...
Siostry i Bracia!!! Dziękuję Wam, że tworzymy rodzinę, że jesteśmy sobie bliscy, że dzielimy się i wspieramy, że w tej długiej drodze do naszej Matki, nie zapominamy, że tylko w dobroci i miłości odnajdziemy najlepszy drogowskaz i szczęśliwie dojdziemy do celu!
Iwona