Jaka siła jest...
Cześć, nazywam się Aleksandra i mam 19 lat. Trochę czasu minęło zanim zdecydowałam się napisać to świadectwo. Ale mimo wątpliwości i obaw, postanowiłam się z Wami podzielić moimi odczuciami.
Pielgrzymka jest tak niesamowita, że żadne słowa tego nie opiszą. Ale kilka refleksji mam nadzieję przekazać. Zacznę od tego jak było na początku...Gdy patrzyłam w domu na rozpiskę trasy, to myślałam: „Boże, przecież ja umrę po trzech dniach” to prawie 600km. Jak ja dam radę? Mam iść w tak długi marsz, z obcymi ludźmi, w obce tereny, sama. To jakieś szaleństwo. Długo myślałam nad tym czy nie zrezygnować. Bardzo się bałam, to naprawdę nie jest łatwe wyruszyć w taką podróż, gdzie nie wiadomo jak się będziesz czuł, w jakich warunkach spał, szedł, co jadł i trzeba będzie to znosić bez bliskich osób. Ale przecież obiecałam. A słowo ma bardzo dużą wartość dla mnie. Dlatego któregoś dnia powiedziałam: „Panie, idę tam dla Ciebie, dla nikogo innego, Ty mnie prowadź, jesteś za mnie odpowiedzialny, jak rodzic za dziecko, Tobie ufam, daj mi siłę by trwać.” Zaufałam i pojechałam do Augustowa. [z Piastowa, Warszawa leży obok]. Nie było już odwrotu. Gdy zobaczyłam wschód słońca, zaczęłam się bać, że to już ten dzień. Martwiłam się tym, że nie znam ludzi, zwyczajów i piosenek [a przecież chciałam być muzyczną]. To było dla mnie takie straszne. Perspektywa 17 dni w niepewności czy odnajdę się w tym wszystkim. Ale szybko zorientowałam się, że na pielgrzymce wszyscy są braćmi i siostrami i nie ma wśród nich obcych. Każdy czuje się jak wśród swoich. I faktycznie, tak się poczułam. Pielgrzymka zmieniła wiele w moim sposobie patrzenia na różne sprawy, umocniła w pewnych przekonaniach. Pokazała najlepszą formę spędzania wakacji.
Poznałam masę fantastycznych osób, niesamowicie wartościowych ludzi, tak bardzo różniących się od siebie, ze względu na zainteresowania i pasje oraz środowisko w jakim żyją, a jednak tak bardzo podobnych, bo wszyscy dążymy do tego samego, mamy jeden, wspólny cel – Jezus. Ta świadomość dodaje sił. Dzięki pewnej osobie, zrozumiałam, że nie trzeba rezygnować ze swoich przekonań, dlatego, że mogą wydawać się „głupie w oczach świata”. I za to dziękuję.
Bardzo mocnym dla mnie przeżyciem było doświadczenie ludzkiej gościnności. Nie spotkałam się wcześniej z tak wielką życzliwością u obcych ludzi. Nie raz oddawali nam wszystko co mieli, żeby tylko nas godnie ugościć. Dzielili się z nami swoim życiem, swoimi emocjami. Zaufali nam. Pomyślcie jak bardzo trzeba zaufać, żeby wpuścić obcych, brudnych i głodnych ludzi do swojego domu i zostawić ich na noc bez kontroli. Ci ludzie czekali na nas cały rok i gdy już przyszliśmy, przyjęli jak rodzinę. Takie gesty bardzo dotykają serca. Niesamowite jest to jak wiele radości daje im obdarowywanie nas tym co mają.
Ważnym elementem pielgrzymki jest modlitwa. Modlimy się wszędzie, praktycznie przez cały czas, za dnia i w nocy. Pielgrzymka to wielki dialog między Mną a Bogiem. Pamiętam, że jak myślałam o tym w domu, zanim podjęłam stu procentową decyzję, że pójdę, zastanawiałam się jak ja to wytrzymam. Jak dam radę się tyle modlić. Ale jednak człowiek jest bardzo ograniczony i dopiero podczas marszu zrozumiałam, że modlitwą może być wszystko. Śpiew, taniec, nawet gest. Jak mawiał św. Augustyn „kto śpiewa ten dwa razy się modli” i AUGUSTOWSKA jest tego potwierdzeniem. Śpiew sprawia, że jesteśmy radośni, a szatan boi się ludzi radosnych. Boi się nas, bo my jesteśmy „wojownikami Pana” !
Było wiele trudnych dla mnie chwil. Trudnych fizycznie, psychicznie i nawet duchowo. Z wieloma rzeczami nie dawałam sobie rady. Myślałam, że pielgrzymka uporządkuje pewne sprawy, tymczasem pokomplikowały się one jeszcze bardziej i już zupełnie nie wiedziałam co mam robić. Nie miałam już siły. Do tego dochodziło zmęczenie i kontuzje. I po raz pierwszy chyba, na jednym z postojów, w Sanktuarium, zaczęłam szczerze rozmawiać z Maryją. Należy wspomnieć, że wcześniej nie czułam żadnej więzi z Matką Boską [wiem, że to dziwne, że w takim razie wyruszyłam w pielgrzymkę do Niej] i nie chciałam za bardzo się starać o tę więź, nie zależało mi na tym. Ale wydała mi się Ona najbardziej odpowiednią osobą, do której powinnam się zwrócić z moim problemem. I nagle poczułam tak niesamowitą miłość w sercu, takie delikatne ciepło. Miłość jaką matka darzy dziecko. Powierzyłam Jej swoje troski, myśli, to z czym nie dawałam sobie rady. To było naprawdę niesamowite.
Oczywiście nie jest tak, że nagle wszystko stało się proste i nie poukładane stało się poukładane, nie. Ale wiele rzeczy zrozumiałam i zyskałam taki wewnętrzny spokój. Takie uczucie „ hey, będzie okay, nie martw się” . Teraz mam wspaniały kontakt z Maryją i czuję Jej obecność. Potrafię dostrzegać to jak odpowiada mi na pytania, jak mi pomaga. Naprawdę polecam szczerą rozmowę z naszą wspólną Matką.
Na pielgrzymce nie trzeba niczego ukrywać. Wszyscy widzą cię jak jesteś wyczerpany, obolały, gdy masz wszystkiego dość. Ale widzą również jak się cieszysz, odkrywasz nowe rzeczy, poznajesz świat od innej strony. Wspólne cierpienie, tak samo jak wspólny uśmiech, bardzo łączą ludzi. Bardzo. Piękne jest to, że potrafimy się bezinteresownie wspierać. Pomagać sobie, gdy jest ciężko. Cenne, że umiemy dzielić się radością i miłością. Taka więź zawarta czy umocniona, podczas tak długiego marszu i w takich warunkach jest nieziemsko silna. Z wieloma osobami zżyłam się bardzo. Gdy pomyślę, że jeszcze dwa miesiące temu się nie znaliśmy, to aż nie mogę uwierzyć, bo czuję się z nimi tak wspaniale, jakbyśmy się znali od lat. Ten kontakt trwa i myślę, że pozostanie na całe życie. Jak mówią słowa jednej z moich ulubionych piosenek „Jaka siła jest w splecionych mocno dłoniach, jaką moc ma, spojrzenie w ludzkie oczy, jak dobrze jest, gdy ludzi łączy serce”.
Każdy dzień inaczej się toczy, toczy się bardzo szybko, za szybko. Naprawdę zupełnie nie odczuwa się czasu na pielgrzymce. Jak w Niebie ;) . Gdyby nie fakt, że prowadziłam „dziennik podróży” to nie miałabym pojęcia jaki i który jest dzień. Gdybym bazowała na „wrażeniu czasu” to ostatniego dnia wędrówki, powiedziałabym, że dopiero co wyruszyliśmy. Każda chwila jest cenna i wyjątkowa. Dlatego tak często wracamy w myślach do pielgrzymek. Wspominamy. Tam jest zupełnie inaczej niż w życiu. Idzie się trochę „nad ziemią”. Przynajmniej ja tak wspominam ten czas. I gdy już z powrotem dotyka mnie codzienność, przypominam sobie nasze wspólnie spędzone chwile i dodaje mi to sił i przekonania, że pielgrzymka trwa całe życie.
Dobrze, że jesteście! I wspaniale, że możemy razem wędrować, dawać świadectwo w drodze.
„Żadne kazanie nie jest bardziej skuteczne od dobrego przykładu.” Myślę, że staramy się dawać tą pielgrzymką dobry przykład. :)
Ściskam!
Chwała Panu!
Aleksandra