Ku górom wznoszę me oczy, skąd pomoc nadejść ma?
Nie łatwo jest zebrać wszystkie przeżycia i emocje które im towarzyszyły w jedną całość. Pielgrzymka stała się wydarzeniem, o którym mogę mówić bez końca.
Zaczynając od początku. Decyzję o pójściu podjęłam jeszcze przed wakacjami. Nie miałam jakiegoś ściśle określonego celu, intencji z którą bym szła. Wtedy traktowałam to jak urozmaicenie moich wakacji. Pierwsze dni były bardzo trudne. Na szczęście miałam u swego boku przyjaciela, na którego mogę zawsze i wszędzie liczyć - Olga. Komuś mogłoby się wydawać że nasze kłótnie i podnoszenie głosu robi nam na wzajem przykrość, wręcz przeciwnie to nas i naszą przyjaźń wzmacnia ;]. Z dnia na dzień poznawałam nowych ludzi. Z niektórymi rozmawiałam więcej, z niektórymi mniej (mam nadzieję że to nadrobię) i z dnia na dzień czułam się w naszej grupie coraz lepiej. Wspólny śpiew (tu muszę wspomnieć o naszych jakże pięknie śpiewających muzycznych, a także o Eli, Oli, Żanecie, Oldze z którymi zawsze mogłam cieszyć się muzyką, która płynęła z naszych ust) i nasze tańce utkwiły mi chyba najbardziej w pamięci. Szczególnie ten w kółeczku na jednym z postojów. W trudnych chwilach pomagała mi wspólna modlitwa. Wchodząc do poszczególnych kościołów czułam radość i przyjemną ulgę, i to nie tylko dla tego że oznaczało to postój ;], było w tym coś więcej. Odkryłam zupełnie inne oblicze mszy. Nie nudziłam się wspólnie odmawiając różaniec, słuchając konferencji księdza Radka - to było wspaniałe i umacniało mnie. Sama siebie nie poznawałam.
Wchodząc do Częstochowy moje serce napełniło się radością. Czułam się wspaniale. "Ku górom wznoszę moje oczy. Skąd pomoc nadejść ma?" - teraz już wiem, zesłał ją Bóg a była nią ta najwspanialsza grupa Augustowska ;]
Gosia