Bądź Królową...
Gdyby rok temu mi ktoś powiedział, że dzisiaj będę pisała moje pielgrzymkowe świadectwo, to chyba bym go wyśmiała. Nic nie zapowiadało tego, że już teraz wyruszę na szlak. Osobą, która jako pierwsza podsunęła mi myśl o pielgrzymowaniu, był ks. Radek, za co mu serdeczne Bóg zapłać.
Na początku był oczywiście wielki entuzjazm. Chciałam iść. Najpierw nawet nie miałam żadnej intencji, ale coś mnie ciągnęło na szlak. I nawet rodzice pozwolili. Problemy pojawiły się po jakimś czasie, gdy rodzina się zorientowała, że ja nie żartowałam mówiąc o pielgrzymce. Wtedy to zaczęłam słyszeć „Magda, nie dasz rady…”, „Masz jeszcze czas na pielgrzymki, może za rok…”, „Wrócisz do domu po dwóch dniach karetką!” Gdy wszyscy wokół powtarzali, że nie dojdę, faktycznie zaczęłam wątpić w swoje możliwości… Jednak nadal jakaś siła ciągnęła mnie w stronę pielgrzymki. W końcu z Bożą pomocą udało się :D
Z Bargłowa wyruszyłam w towarzystwie przyjaciółek. Przez pierwsze trzy dni nie poznałam prawie nikogo. Miałam wrażenie, że w grupie znają się wszyscy oprócz mnie. Nie znałam nawet piosenek, które były śpiewane. I właśnie trzeci dzień był chyba najgorszy. Kryzys… Bolał mnie absolutnie każdy centymetr ciała. Na ostatnim odcinku spuchnięte stopy i nadwyrężone biodro sprawiły, że szłam na szarym końcu. Miałam ochotę usiąść na środku drogi i zacząć płakać. Dzięki Bogu jakoś doczłapałam do mety. Na kwaterze puściły mi nerwy. Zaczęłam płakać. Wszystkie zaczęłyśmy płakać. Na szczęście nasza gospodyni była starszą kobietą i niczego nie zauważyła. Popłakałam sobie, popłakałam i mi ulżyło. Szybki prysznic i razem z Kasią poszłyśmy na apel jasnogórski. Apel był piękny i radosny, wspólne śpiewy jakoś tak nas podniosły na duchu. Jednak dobry nastrój szybko zniknął, bo okazało się, że nie wiemy który blok jest nasz. Żadnego oświetlenia, ciemno a na każdym podwórku słychać jakieś głosy albo szczekanie psa. Wyobraźcie sobie co mogły wtedy czuć dwie dziewczyny! Z tamtymi chwilami kojarzą mi się słowa piosenki, którą wtedy nuciłyśmy „Kocham, więc nie muszę się bać. Zabierz mój strach, zabierz mój strach, zabierz mój strach! Jezus mówi ci, że Miłość ta zabiera strach, zabiera strach, zabiera strach…” No i Miłość zabrała strach, a my jakimś cudem trafiłyśmy na odpowiednie podwórko, w odpowiednią klatkę i do odpowiednich drzwi.
Tu podziękowania dla Kasi, Asi i Anity, bo gdyby nie ich wsparcie tamtej nocy to moje pielgrzymowanie mogłoby się zakończyć po trzech dniach ;))
Później było już tylko lepiej. Powoli zaczęłam się ‘zżywać’ z grupą, poznawałam Siostry i Braci… Zrozumiałam, że pielgrzymka to nie jest samo chodzenie od postoju do postoju. Pielgrzymka to Brat i Siostra, którzy pierwszego dnia byli dla mnie zupełnie obcymi ludźmi, a po jakimś czasie stali się jak rodzina. I to jest piękne. Bo przez 17 dni krok w krok, słowo w słowo, uśmiech w uśmiech i serce w serce idziemy razem, i to sprawia, że na ‘górce przeprosin’ płaczemy jakbyśmy rozstawali się z najbliższymi. Oczywiście zdarzają się konflikty. Takie bardzo prywatne, o których nikt nie wie, a czasem są to kłótnie przez mikrofon ;) Ale myślę, że to wszystko ze zmęczenia. Wiadomo, że jak bolą nogi, a do postoju daleko to ciężko jest być radosnym i czasem powie się coś, czego się potem żałuje. Dlatego jeśli kiedyś kogoś uraziłam jakimś słowem, albo czymkolwiek to teraz chcę za to jeszcze raz przeprosić, bo ja naprawdę nie chciałam. Wszyscy jesteśmy słabi…
Nie wiem jak opisać to wszystko co przeżyłam z Wami. Nigdy nie zapomnę naszych wspólnych tańców i śpiewów… „Gorczyca”, „Ziemia” czy wreszcie „Hey baby!” sprawiały, że znikał ból i pozostawała tylko nasza kochana Augustowska. Oczywiście jakże mogłabym pominąć moją ulubioną ‘Laurencję’ – Arek, naprawdę Bóg zapłać ;P no i jeszcze menuet ^^
To Wy stworzyliście taką wspaniałą atmosferę… A gdy już muzyczni nie mieli siły, to za mikrofon brało się nasze radio HELOŁ BEZ KITU HELOŁ ;D i zaczynały się konkursy sms. Była cała masa zabawy i śmiechu, ale na hasło „To teraz maryjna i różaniec” potrafiliśmy się wyciszyć. Tak samo z konferencjami ks. Radka. One naprawdę dawały do myślenia. No i nasza wspaniała Msza Święta, na której daliśmy z siebie wszystko, co mogliśmy dać ;D
Jeśli jesteś osobą, która zastanawia się nad pójściem na pielgrzymkę, ale się waha to z tego miejsca mówię właśnie do Ciebie: chodź z nami! Na pewno nie będziesz żałował. Jeśli nie masz towarzysza, który by szedł razem z Tobą, nie rezygnuj! W Augustowskiej nikt nie jest sam!!! Tutaj naprawdę nawiązują się przyjaźnie. „Bo nikt nie ma z nas tego, co mamy razem ;D”.
Nie wiem jak opisać to co się czuje, gdy po 17 dniach wędrówki wchodzi się na Jasną Górę. Dla mnie łzy same cisnęły się do oczu. Biegłam, tańczyłam, płakałam i śpiewałam jednocześnie. Szczerze mówiąc tyle pamiętam. Jeszcze tylko pamiętam, że nie wiedziałam jakimi słowami mam się modlić przed Matką, gdy już tam byłam. Tak wiele chciałam powiedzieć, dziękować, prosić, ale brakowało mi słów… W końcu po prostu tam byłam, tylko tyle i aż tyle. Dla mnie to aż tyle.
Co dała mi pielgrzymka? Otóż dała mi bardzo wiele. Przede wszystkim poznałam tylu wspaniałych ludzi… Ale też poznałam siebie i zobaczyłam, jak dużo muszę w sobie zmienić. Może i nadal nie wiem co chcę robić w życiu, kim chcę być i w ogóle, ale zrozumiałam, że wszystko przyjdzie z czasem i wystarczy zaufać Panu już dziś. W końcu „wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia…”
Madzia